Tag Archives: teresa

Cali Girl Teresa.

28 Sty

Na początku trochę pomarudzę, a będzie to marudzenie z cyklu „rozterki zbieracza”… Chyba nastał dla mnie czas znudzenia lalkami i nie wiem, co mam na to poradzić, choć sama pewnie doradzałam Wam w tej kwestii nie raz i nie dwa, że trzeba sobie zrobić przerwę, kupić jakąś zupełnie nieznaną nam lalkę, schować wszystkie do pudła, zapomnieć i wyciągnąć za jakiś czas i tak dalej. No, i chyba nie były to złote rady, bo na mnie zupełnie nie działają. Nie mam zapału do zajmowania się tymi, co mam, żadna nowa lalka nie wydaje mi się na tyle ciekawa, żeby ją kupić, a o blogowaniu już nie wspomnę. I tak sobie lalkowo wegetuję i czekam na przebudzenie mocy 😉 . A żeby ten marudzący post nie był tylko i wyłącznie marudzącym postem dołączam kilka zdjęć Tereski, która miała czekać na wodną sesję zdjęciową aż do wiosny, ale postanowiłam pokazać ją wcześniej, bo, poza nią, nie mam już żadnej lalki, której nie widzieliście:

Upolowałam ją na targu całą brudną, ale poza tym w idealnym stanie. Jest po prostu śliczna i jedyne, co mi w niej przeszkadza, to wielkie stopy, choć wiem, że są proporcjonalne 🙂 .

Przydałyby mi się na nią jakieś buty, bo inaczej dziewczyna będzie mogła tylko i wyłącznie plażować albo biegać po łące. Albo pozować na tle mieszkania, bo autorce zdjęć nie chciało się nic wymyślać…

Na koniec dwa zdjęcia z foczką, która kojarzy mi się z Sirszą z animacji „Sekrety morza”, dlatego tak ją lubię. Jeśli jeszcze nie oglądaliście tej bajki, to szczerze polecam – opowiada poważną, piękną i wzruszającą historię. Aż za bardzo, jak na produkcję przeznaczoną dla dzieci.

Teresa w Opolu.

24 Sier

Dziś wpis trochę turystyczny, ale lalkowy 🙂 . Jestem z natury turystką – nawet we własnym mieście uwielbiam odkrywać nowe miejsca, a co dopiero w takim, którego kompletnie nie znam. I jeśli tylko lalki mogą mi w takim wypadzie towarzyszyć (czytaj: jeśli nie jedzie ze mną nikt „pozalalkowy” 😉 ), to zawsze jakąś zabieram, co by pozwiedzała trochę Polski. Dodatkowym atutem jest to, że w takim mieście nikt nas nie zna i można sobie bez obawy wyciągać z torby lalkę tam, gdzie nam się żywnie podoba. Tym razem, razem z mężem jako cel naszego wyjazdu wybraliśmy oddalone od Wrocławia o niecałe 100 km miasto, które kojarzy się wszystkim głównie z Krajowym Festiwalem Piosenki Polskiej czyli Opole.

DSC07206 DSC07205I już widać, kto ze mną pojechał 🙂 . Tereska przeprowadziła się do mnie od Medithanery w tym samym czasie, co Velma i już się trochę naczekała na swoje pięć minut na blogu. A jej się to szczególnie należy, bo jest jedyną panną o tym moldzie spośród moich lalek. Na zdjęciu powyżej pokazuje ciekawe i kolorowe malunki przy Narodowym Centrum Polskiej Piosenki, gdzie znajduje się amfiteatr. Jednak nasza wyprawa zaczęła się zanim na niebie pokazało się słońce…

DSC07132Ujrzeliśmy je dopiero w drodze:

DSC07140Od dłuższego czasu planowaliśmy jakiś całodzienny wypad poza miasto, szukaliśmy tylko odpowiedniego miejsca. I choć wiele razy przejeżdżaliśmy przez Opole, to nie zastanawialiśmy się nigdy, co jest w tym mieście oprócz Festiwalu. Okazało się, że jest to śliczne miasto, zadbane, pełne zabytków i ciekawych miejsc, równie poprzecinane Odrą, co Wrocław, jednak dużo bardziej urokliwe. Tu pierwsze chwile zwiedzania – spacer nad kanałem Młynówka:

DSC07152 DSC07162 DSC07159I pomimo tego, że dochodziła siódma nad ranem, nie było widać ludzi wracających z imprez i wszędobylskich butelek po piwie, jak to bywa w centrum dużych miast – wręcz przeciwnie. Wszędzie było spokojnie i czysto, a my po kilkunastu minutach dotarliśmy do pierwszego punktu wycieczki – zabytkowego Mostu Groszowego:

DSC07166Niegdyś za przejście pobierano tu opłatę w wysokości jednego grosza, stąd nazwa tego miejsca. Choć nazywa się go także Mostem Zakochanych, bo (we Wrocławiu na Ostrowie Tumskim też takowy się znajduje) pary zostawiają tu swoje kłódki na znak dozgonnej miłości 🙂 . A ja przy okazji dowiedziałam się, że Terenia to bardzo fotogeniczna lalka:

DSC07168 DSC07173Jej bluzkę uszyłam z koszulki męża – była sprana i zniszczona, lecz ciężko mu było się z nią rozstać, bo nadruki pochodzą z jednej z jego ulubionych gier. Doszliśmy jednak do kompromisu: teraz to Teresa nosi koszulkę „Kane & Lynch” :-D. Tu przy Fontannie Multimedialnej na Stawie Zamkowym, nad ranem uśpionej:

DSC07178Wieczorem mieliśmy okazję obejrzeć pokaz – choć jest mniejsza niż wrocławska i ma dużo mniej dysz, to miejsce to jest bardziej kameralne, a muzyka nastrojowa. Usłyszeliśmy między innymi Marka Grechutę.

DSC07185Symbolem Opola jest Wieża Piastowska, znajdująca się w pobliżu fontanny. Jest to pozostałość po zburzonym niestety w XX. wieku Zamku Piastowskim:

DSC07196Prognozy pogody były różne, lecz kiedy rozwiały się poranne chmury, ukazało się piękne niebo okraszone puszystymi obłoczkami. Spacer nad Odrą był więc podwójnie przyjemny:

DSC07195Jest tu coś, czego zdecydowanie brakuje we Wrocławiu – niemalże na całej długości rzeki w mieście znajdują się zielone, szerokie bulwary, na których można się wyłożyć i odpocząć lub poćwiczyć na ulicznych sprzętach. Widać, że władze miasta starają się, by żyło się tu dobrze 🙂 . A ludzie są bardzo pozytywni:

DSC07193A ponieważ Teresa uwielbia portrety (szczególnie z kwiatkami 😛 ), oto kolejny:

DSC07209Z bulwarów weszliśmy w Stare Miasto, gdzie na Rynku już rozstawiano kawiarniane parasole. Nie mogliśmy nie przejść Aleją Gwiazd, gdzie zobaczyliśmy „gwiazdki” m.in. Alibabek, TSA, Pawła Kukiza, Ewy Bem, Edyty Górniak oraz tej…

DSC07216… którą szczególnie polubiliśmy, wiadomo dlaczego 🙂 . W drodze do Studni św. Wojciecha odwiedziliśmy niezwykłe muzeum, które na mnie zrobiło niesamowite wrażenie. Mieści się ono w dawnej kamienicy czynszowej i jest to… właśnie Kamienica Czynszowa. W przekazanej muzeum przez prezydenta miasta kamienicy w całości odtworzono mieszkania czynszowe z przełomu XIX. i XX. wieku! Oto mała próbka:

DSC07236Nie zabrakło tam oczywiście typowych zabawek:

DSC07234Teresa poznała się ze swoimi przodkami:

DSC07230 Muszę powiedzieć jeszcze jedno. Kiedy tylko weszliśmy do muzeum, przywitała nas przemiła pani kasjerka (chociaż wejście w sobotę jest za darmo) i od razu zaczęła nam opowiadać o dziejach tej kamienicy, pokazując informacyjne plansze. Robiła to z taką pasją, jakiej nigdy nie widziałam u żadnego przewodnika. Pracownicy muzeum do wszystkich się uśmiechali, służąc pomocą. Widziałam u tych ludzi prawdziwą, nieskrywaną sympatię do swojego miasta, co naprawdę mnie zachwyciło i pozwoliło dostrzec jego piękno. Oby więcej takich ludzi! 🙂 Wszystko tam było autentyczne, co sprawiło, że dwa piętra kamienicy to stanowczo zbyt mało. Na stoliku w jednym z pokojów leżały gazety i żurnale z lat 60. i 70., między innym kilka numerów „Przyjaciółki”. Pracownica muzeum pozwoliła mi je poprzeglądać, dzięki czemu zaczerpnęłam inspirację do szycia dla Tuesday Taylor. Mogłabym po takich mieszkaniach chodzić godzinami!

DSC07232Następnie ruszyliśmy na Wzgórze Uniwersyteckie, gdzie oprócz kościoła, znajduje się wspomniana, legendarna Studnia św. Wojciecha, który ponoć chrzcił w niej pogan. Grosik wylądował w niej na szczęście…

DSC07219… a Tereska kazała sobie zrobić zdjęcie z jedną z pobliskich rzeźb…

DSC07223… choć było ich tam dużo więcej i dużo ciekawszych, jak na przykład „Opolski Kopciuszek”, której wizerunku zapomniałam uwiecznić. Dalej, przy budynku Uniwersytetu Opolskiego znajduje się skwer, na którym można zrobić sobie zdjęcie z kilkoma znanymi postaciami, takimi jak Marek Grechuta, Czesław Niemen, Kabaret Starszych Panów. Poniżej mąż robi zdjęcie Elizie Orzeszkowej 🙂 .

DSC07224Potem była kawa i lody i spacerem wróciliśmy nad Młynówkę zobaczyć tzw. Opolską Wenecję:

DSC07246Prawda, że ładnie? Trochę dalej kanał wpada do Odry, a obok można zobaczyć pozostałości po fortyfikacjach Opola:

DSC07249Później zwiedziliśmy jeszcze ZOO, które było dużo większe niż nam się wydawało i przez które nie zobaczyliśmy jednego z głównych atrakcji Opola – Muzeum Wsi Opolskiej. Jest to duży skansen przedstawiający dawną wieś. Było już jednak tak późno, że nie zdążylibyśmy go obejrzeć, a ja właśnie ze względu na tę wieś zabrałam drugą lalkę, i to porcelankę… No, cóż. Następnym razem, bo na pewno tu wrócimy. A ja mam nadzieję, że wycieczka Wam się podobała nawet, jeśli przeczytaliście tylko kilka pierwszych zdań 🙂 .

Małe czystki w zbiorze i Barbie księżniczka.

25 Mar

Po ostatnim moim lalkowym znalezisku na bazarze apetyt na kolejne lalki jeszcze bardziej wzrósł, jednak moje zamiłowanie do lenistwa, a przede wszystkim spania, i tym razem wzięło nade mną górę i ze szperania po stoiskach wyszły nici :-).

Dziś więc pokażę Wam moje półeczki, z których ubyło ostatnio dwadzieścia kilka lalek. Wbrew pozorom niezbyt długo się zastanawiałam, które laleczki znajdą nowy dom – czasem tak jest, że tuż po kupnie laleczka traci swój urok, a czasem z biegiem czasu staje się dla nas lalką, jak każda inna, choć wcześniej była takim naszym „must have”. A więc tak prezentuje się mój regał po czystkach:

No, wiem, tylko ja widzę różnicę :-P. Wśród laleczek, które sprzedałam, były głównie superstary i trochę klonów. I nawet po przeniesieniu większych lalek w inne miejsce, na półkach panuje lekki ścisk… Brakuje mi stojaków!!! 🙂

A tak dla wyjaśnienia, to zupełnie nie mogę się pogodzić z moją cyfrówką. Cwaniara robi takie zdjęcia, że pożal się, Boże, i nie wiem, co mam z tym zrobić. Chyba trzeba było czytać instrukcję przed użyciem… ;-).

No, i żeby wpis nie były zbyt ogólny, to jeszcze chciałam Wam przedstawić Barbioszkę (a właściwie Tereskę), którą udało mi się kupić niedrogo na jednym z serwisów z ogłoszeniami.  To Barbie Princess z 2000 roku:

Tak, tak :-). Ta laleczka ma headmold Teresa i pomimo tego nazywa się Barbie. I takie okresy Mattel miewał w swojej historii ;-). Kiedy dostałam lalkę ręce, troszkę się rozczarowałam, bo pochodzi ona z serii „Easy to dress”, która przeznaczona była dla młodszych dziewczynek – sylwetka miała troszkę smuklejszy kształt, a rączki były odchylone dla łatwiejszego przebierania. Te mankamamenty (których nie koniec) nadrabia jednak piękna, tereskowa twarzyczka:

Laleczka ta ma bardzo subtelny i naturalny makijaż oczu, ale za to jej usta są intensywnego koloru fuksji (na zdjęciach ten kolor jest troszkę przygaszony :-)). Tył pudełka jest opatrzony historią owej księżniczki: miała ona tak dobre serce, że, gdy znalazła gołąbka ze złamanym skrzydełkiem, to postanowiła go uleczyć, w zamian za co, ptaszek po wyzdrowieniu codziennie przyfruwał z kwiatkiem dla swej księżniczki… :-D.

Stąd motyw gołąbka w pudełku:

Jak już wspomniałam, seria „Easy to dress” ma jeszcze kilka innych mankamentów i chyba była początkiem staczania się Mattela, jeśli chodzi o kwestię jakości swoich lalek. Chyba każdy z Was kojarzy dzisiejsze Barbie z pustego plastiku z niezginalnymi nogami? Ta Tereska ma dokładnie to samo! W dodatku ma wmoldowane baletki… No, bo po co lalce buciki, przecież jej właścicielka wkrótce je pogubi…

Przy okazji identyfikacji innej lalki – trupka, która przybyła do mnie bez ubranek, dowiedziałam się, że właśnie nie tylko baletnice miały wmoldowane baletki i, choć wydawało mi się to dziwne, to właśnie mam dowód :-). Ale postanowiłam tę lalkę zostawić na tekturce, więc nie będzie mi to tak przeszkadzało. Przynajmniej nie tak, jak dziewczynkom, które po odpakowaniu swojej wymarzonej lalki, nie mogły jej zmienić bucików, ani zgiąć nóg! Pozostaje mi podziwiać jej śliczną, hiszpańską buzieczkę:

A na koniec ciekawostka. Matty Mattel i hasło, które mnie trochę irytuje, zważywszy na te okropne nogi i baletki:

„YOU CAN TELL IT’S MATTEL”  🙂

Czy ktoś zna tę Basię? – Great Shape Barbie wersja brytyjska.

5 Mar

Edit:

Dzięki Madmadzi z bloga http://madmadzia.wordpress.com/ już wiem, że to Great Shape Barbie wersja brytyjska z 1983 roku. Ale się cieszę! :-). Dzięki, Madziu 🙂

Tak wygląda ta laleczka w swoim oryginalnym outficie – nawet nie wiedziałam, że istniała Great Shape w innym niż niebieski, ubranku:

(zdjęcie ze strony http://barbievjem.blogspot.com )

***

Razem z opisywanymi we wcześniejszym poście Dżemkami, przybyła do mnie jedna superstarka, której nie jestem w stanie zidentyfikować sama. Jak pewnie zauważyliście, jestem kompletną nogą, jeśli chodzi o identyfikację lalek, dlatego z każdą niemal Baśką zwracam się do Was ;-). Tak wygląda ten oto anonim (nie miałam weny do zdjęć, więc pozuje „prosto z półki” wśród swoich koleżanek 🙂 ):

Komplecik, który ma na sobie, nie jest jej oryginalnym ubrankiem – przybyła do mnie naga, nie ma dziurek w uszach – jedyne, po czym można ją zidentyfikować to włoski w kolorze złotego blondu oraz oczka: niebieskie z zielonym akcentem i białą kropeczką.

Laleczka ta ma oczywiście ciałko TNT, rączki proste i sygnaturki: na pleckach: Mattel Inc. 1966 PHILIPPINES oraz na wewnętrznej obwódce głowy: Mattel Inc. 1976 PHILIPPINES.

Ktokolwiek ją widział lub ktokolwiek zna, proszony jest o wskazówkę 🙂

A poniżej przedstawiam Wam moją małą, mattelowską kolekcję: Barbie Superstar i jej „wielomoldowe” koleżanki :-D:

Brakuje mi tylko uśmiechniętej Murzynki Christie i to z headmoldem Christie, a nie Nichelle. Jakoś nie mam do niego szczęścia :-). Ale przyznam się Wam, że uwielbiam oglądać te panny i rozmyślać, jakie są inne i piękne ;-).

Moja pierwsza sesja w plenerze.

20 Lu

W końcu się odważyłam na taki eksces, jak sesja w plenerze. Zapraszam na relację! 🙂

Chociaż wybrałam odludne miejsce, to i tak momentami było mi troszkę głupio 🙂 Za to modelki czuły się chyba świetnie, choć troszkę zmarzły.

A do zdjęć szykowały się chyba z godzinę… bo tyle zajęło mi wybieranie ciuszków z całej sterty, którą do tej pory uszyłam 😛 W końcu wyszliśmy. Słońca było dużo, ale temperatura nie była zbyt wysoka. Na szczęście fotografem był Paweł, więc ja nie musiałam klękać w śniegu, żeby zrobić lalom zdjęcia 😉
Mam nadzieję, że podobały Wam się zdjęcia, bo okropnie zmarzliśmy – Basia nabawiła się kataru, więc dziewczyny od razu wskoczyły do łóżka i błagały o coś ciepłego 😉

Pozdrawiam Was gorąco w ten mroźny dzionek! 🙂