Od jakiegoś czasu czekałam na wolny dzień i deszczową pogodę, żeby zabrać Fleur na zdjęcia w jej nowej, supermodnej, ortalionowej kurtce:
Miało padać i miały być słodkie zdjęcia w kapturze na głowie, a, jak na złość, pogoda była wakacyjna i świeciło słońce 🙂 .
Kurteczkę przysłała mi mama razem z kilkoma upolowanymi przez nią lalkami. Ciuszek wygląda, jakby był od Fleur albo od Sindy (no, może ciut zbyt duży 🙂 ), ale nie znalazłam go nigdzie w sieci. Ciągle mnie on jednak intryguje, bo jest ładnie odszyty, a kaptur naprawdę jest z ortalionu 😉 .
Oprócz spaceru po mieście, wybrałyśmy się z Fleur (i z mężem) na łowy na znany we Wrocławiu bazar na dawnym Dworcu Świebodzkim. Oto obdartuski, które przytargałam ze sobą do domu:
Fioletowowłosa Witch raczej pójdzie na dawczynię ciałka, bo ma fajne, takie blade. Murzynka także, bo ma startą połowę makijażu. Najbardziej cieszę się jednak ze starszej Steffi – ma niespotykane, jasnozielone powieki. Reszta to nowsze Barbie i jedna My Scene, całkiem ładne, ale potrzebuję identyfikacji. Ktoś poznaje? 🙂
No, ale żeby nie kończyć wpisu takimi brudaskami jeszcze trochę uroczej Fleur:
Spaceru jednak nie wspominam zbyt miło, bo nie mieliśmy pojęcia, że dziś odbywał się 32. Wrocław Maraton i całe centrum miasta było zablokowane. Na jaki autobus byśmy nie czekali, to był opóźniony o kilkadziesiąt minut lub w ogóle nie przyjeżdżał . W efekcie wracaliśmy okrężną drogą, 2 godziny dłużej, a część drogi przeszliśmy „z buta”… Tylko nowe lalki i lody osładzały nam tę wyprawę 😛 .