Kiedy ja tu ostatnio byłam? Chyba tak, jak każdy z Was, zamiast spokojne, jesienne wieczory spędzać w ciepłym, domowym zaciszu, ciągle coś robię i ciągle mam coś do zrobienia…. Co nie znaczy, że o lalkach nie pamiętam, oj nie! 😉
W poprzednim, rocznicowym wpisie krótko wspomniałam o trupkach, jakie wynalazł na bazarze mój Misiek:
Był to Ken Totally Hair, Barbie and the Beat zidentyfikowana przez Jewel Snake’a oraz dwie Steffi Love, w tym jedna godna pożałowania, na której widok przychodziło mi na myśl (wiem, to okropne! :-D): „jak by tu się jej pozbyć…” Oczywiście mój Misiek zawsze wpada w szał, kiedy chcę puścić jakąś lalkę w świat, więc i ta biedna Steffi nie poszła w odstawkę. Tak moja wesoła kompanija wyglądała po rozebraniu i wyczesaniu:
Ciałka lalek były w dobrym stanie, nie licząc keniowych majtek upaćkanych silikonem i nowo zainstalowanej kotwiczki w głowie Basi. Całe szczęście, że się takowa w moich lalkowych szpejach znalazła, bo inaczej Barbara musiałaby żyć bez karku ;-). Za to włosy mojego rodzynka były w idealnym stanie, a dziewczyny musiały przejść kilka zabiegów fryzjerskich, by koniec końców wyglądać znośnie:
Pierwsza Stefioza ze zdjęcia powyżej ma ciałko typu pajacyk, a jej włosy w oryginale musiały być upięte w jakąś fantazyjną fryzurkę – poszczególne warstwy włosów miały różne długości (były przystrzyżone bardzo równo, więc to na pewno nie sprawka jakiejś domorosłej fryzjerczyny ;-)), a nad uszkami wyróżniały się dwa krótsze pasemka. Postanowiłam to wykorzystać i zgapić od Privace (mam nadzieję, że mogłam) pomysł na anglezy. Pasemka te były jednak dużo krótsze niż u My Scene Privace, więc sposób na nie poważnie uprościłam ;-).
Przy basiowych włosach puściłam wodze fantazji i całą czuprynę po zlaniu wrzątkiem, podzieliłam na 4 grube pasma i nawinęłam na nakrętki od butelek z myślą: „co będzie, to będzie” :-P.
Co do włosków starszych Stefek, każdy wie, jakie były: szare i do niczego 😀 Nie pomaga na nie wrzątek, odżywka ani moczenie w płynie do zmiękczania przez całą dobę (sprawdzałam ;-)). Nie miałam więc wyboru i włoski po umyciu jedynie wyczesałam, jak tylko mogłam i nie bawiłam się z fryzurą – włoski będzie miała rozpuszczone. Podcięłam jedynie to, co najgorsze i voilà ! 🙂
„Zmartwychwstać mogą jedynie trupy. Żywym trudniej.”
Stanisław Jerzy Lec
Autor tego cytatu, gdyby jeszcze mógł, to pewnie by się za głowę złapał widząc, w jakim kontekście go używam, jednak wydaje mi się, że takie urozmaicenie wpisu jak najbardziej pasuje do jego tematyki ;-). Mój Misiek aż szczękę rozdziawił, gdy zobaczył, jak bardzo zmieniły się po spa te ufajdane i zaniedbane lale, o które targował się dla mnie z przekupniami. Mam nadzieję, że Wam też się spodobają i będzie to kolejny podprogowy dowód na to, że Steffi Love da się lubić 😛
Pewnie ta moja pisanina (zrozumcie mnie, dawno nic nie publikowałam ;-)) jest męcząca, więc oto i zdjęcia po…
Tak dawno nie zajmowałam się lalkami, że już zapomniałam, jak bardzo Steffi i Barbie różnią się od siebie… a przecież miały być swoimi konkurentkami :-).
Żeby nie wstawiać takich „łysych” zdjęć, każdą lalę KRÓTKO opiszę… 😉
Pierwsza Stefcia ma moje ulubione, pajacykowate ciałko, jednak jakiejś nowszej generacji – w przeciwieństwie do starszych ciałek typu pajacyk jest zrobione w całości z winylu i ma dużo ładniejszy kształt. Stefiutka dostała szytą przeze mnie sukieneczkę, która pierwotnie miała należeć do Fleurki (jednak Aga-Fleurka „pokrzyżowała” mi plany, wysyłając mi oryginalne ciuszki dla tych laleczek ;-)). Także buciki, które jej założyłam, pochodzą od Fleur – pajacykowate Stefki mają większe, płaskie stópki, na które nie pasują niektóre butki… Do sukienki uszyłam także opaseczkę, jednak na szerokość główki Fleur, no i zakładając ją, pewnie zniszczyłabym te anglezy :-P.
Barbie and the Beat przeszła dużą przemianę :-). Akurat te ciuszki pasowały mi do kolczyków, których musiałam pozbawić zielonych naklejeczek upaćkanych lakierem do paznokci. Wszystko dobrane pod kolor i zrobiła mi się rasowa, różowiasta barbiocha 😀 Co ciekawe (na zdjęciach chyba tego nie widać), ktoś nawalił przy malowaniu oczu tej laleczki i w jednym z nich brakuje maźnięcia różową plamką na tęczówce.
Pomysł z nakrętkami był dość dziwaczny, więc i fryzura niepospolita: cztery puszyste kitki naokoło głowy… ;-).
Kenio Totally Hair właściwie wymagał najmniej pracy – fryzura ułożyła mu się sama, a ciuszek odziedziczył po Kevinie od Simby, którego bez skrupułów za jego sztywne, kanciaste ciało, oddałam w ręce małej niszczycielki zabawek :-P. Najwięcej kłopotu sprawiło mi zdzieranie silikonu z jego majtasków ;-).
Na koniec zostawiłam sobie Stefuńcię, której nie wróżyłam dobrze. Dla wielu z Was jest to na 100% najmniej ciekawa lalka spośród tej czwórki, jednak to, że udało mi się ją tak odratować, sprawia, że bardzo ją polubiłam. Szare simbowe włosy, to nostalgiczne spojrzenie i vintage’owa sukienczyna od Lucky Industries (produkowali oni np. laleczki Fashion Corner), którą miała na sobie w chwili zakupu poprzednia Stefcia, sprawiły, że nabrałam do niej bliżej niezidentyfikowanego sentymentu – nie pamiętam lalek z mojego dzieciństwa, jednak patrząc na nią, widzę klimat z tamtych (a może i starszych! :-)) lat…
Dawno trupków nie odratowywałam i zapomniałam, jaka to frajda, widzieć, jak z takich sierotek, stają się pięknymi lokatorami mojej szafki :-).
PS. A dziś byłam na niedzielnym bazarze i przybyły do mnie kolejne sieroty, jednak ciut inne niż zazwyczaj. Ale to już następnym razem ;-).