Archiwum | Grudzień, 2011

Słodkie przygotowania ze Śnieżką.

17 Gru

Już za tydzień Wigilia, choć przez brak śniegu za oknem, nie do końca czuję bożonarodzeniowy klimat. Pomimo tego już nie mogę doczekać się Świąt, bo coraz bardziej tęsknię za moją rodziną, którą widuję właściwie jedynie od święta. Niech więc ten tydzień minie nam szybciutko, a nasze oczy szybko rozświetli ciepły blask światełek choinki i światełek w oczach naszych bliskich.

Bardzo sentymentalny mam dziś nastrój, bo jestem w domu sama, jak palec, w radio wciąż grają radosne, świąteczne piosenki (przede wszystkim „Last Christmas” zespołu Wham), ale mi tylko jedna przypadła do gustu – piękna, liryczna ballada Michaela Buble „I’ll be home for Christmas”:

Aby osłodzić sobie ten smętny wieczór, rzuciłam w kąt naukę do egzaminu, której mam już po dziurki w nosie. Ponieważ śniegu, jak na lekarstwo, z szuflady wyciągnęłam jego uosobienie – zapomnianą przeze mnie, a przecież uroczą Królewnę Śnieżkę od MGA z serii Storytime Princess Collection, która prezentuje księżniczki Disneya w nieco innej odsłonie – pomijając to, że mają duże głowy i kreskówkowe buzie, to każda z nich ma charakterystyczną suknię, jednak nie identyczną, jak  lalkowe księżniczki innych firm, a stanowiącą pewną wariację na temat tych sukien:

A oto i moja Śnieżka prezentująca nasz ciastkowy dobytek przeznaczony na choinkę – jest ona (choinka 😉 ) tak malutka, że nie wiem, gdzie się te słodkości pomieszczą… Chyba będziemy musieli ich troszkę zjeść zanim zawisną na gałązkach :-D. Śnieżce bardzo spodobały się nasze chińskie plastikowe bombki… Może to ze względu na ten sam kraj pochodzenia, a może dlatego, że po prostu pasują jej do błyszczącej sukienki? 🙂

„Mmm… Ciasteczka! Może tym razem nikt mnie nie otruje?” 😉

Jeszcze tylko sprawdzimy, czy światełka działają i czekamy na Pawła, bo się obrazi, że ubrałyśmy choinkę same i nie poczekałyśmy nawet na niego :-).

Kochani, życzę Wam efektywnych przedświątecznych przygotowań i porządków! 🙂

Lucylla ze śmietnika…

11 Gru

Niedługo wytrzymałam bez lalek. Nawet, jeśli staram się zająć sprawami, których nie można zbyt długo odkładać na drugi plan, lalki nie dają o sobie zapomnieć. Przynajmniej nie taka lalka, o której ktoś już raz zapomniał…

A było to tydzień temu, gdy pracowałam na nocną zmianę.  Przed blokiem, w którym teraz mieszkamy, stoi osiedlowy śmietnik, otoczony niskim murkiem i otoczony żelazną siatką z bramką na klucz. Właśnie go mijałam, gdy zobaczyłam zarys małej postaci siedzącej na murku. Było ciemno, podeszłam krok bliżej i zobaczyłam jakąś laleczkę siedzącą pleckami do mnie za siatką. Pierwsza myśl: brać czy nie brać? Ale przecież spieszyłam się do pracy, ktoś mógł mnie widzieć, a Paweł ma jedyny kluczyk do śmietnika… Wzięłam więc w rękę telefon i szybko zadzwoniłam z wiadomością, że na śmietniku leży lala. Zaraz potem pomyślałam: przecież jesteśmy nowymi lokatorami, jakiś sąsiad nas zobaczy i co sobie o nas pomyśli? Powiedziałam więc Pawłowi, żeby lepiej jej nie brał, bo co o nas ludzie pomyślą i poszłam szybko do pracy.

Gdy wracałam rano, lali już nie było. Zrobiło mi się strasznie smutno, że ją tak zostawiłam, nie wiadomo, co z biedaczką teraz się dzieje. Wchodzę do domu nad ranem, patrzę, a na komodzie siedzi ONA:

Prześliczna Murzyneczka ubrana jedynie w bluzeczkę z kawałka firanki spiętą agrafką. W dodatku jakiś pracownik wytwórni lalek pokarał ją nierównym makijażem, otworkami na oczka i krzywo przyklejonymi i przyciętymi rzęskami:

Okazało się, że Paweł okazał więcej serca i czym prędzej poszedł po lalę, gdy tylko mu o niej powiedziałam… Żal mi serce ściska na myśl, ile jeszcze lalek spotyka taki  przykry koniec na śmietniku…

Laleczkę nazwałam imieniem Lucylla – nie pytajcie mnie dlaczego i skąd to imię mi przyszło do głowy. Po prostu, gdy tylko na nią spojrzałam, stwierdziłam, że to musi być Lucylla i już ;-).

Zafundowałam jej prawdziwe lalkowe SPA łącznie z ciuszkiem uszytym specjalnie dla niej. Zapraszam więc do oglądania Lucylli ze śmietnika po metamorfozie:

Lucylka miała długie, lecz niechlujnie przyklejone rzęsy – z jednej strony były równo rozłożone na powiece, a z drugiej skupione w jednym miejscu. Postanowiłam więc na obu oczkach przyciąć je króciutko, dzięki czemu zupełnie nie widać tej różnicy.

Ta laleczka mnie po prostu zauroczyła – ma słodkie, czerwone usteczka, które przed SPA wyglądały bardzo smutno. Teraz – bardzo figlarnie ;-).

Choć nie zbieram lalek tej wielkości (poza Lil’ Miss od Mattela), to Lucylla na tyle skradła moje serce, że pokroiłam dla niej jedną z moich bluzek, bo okazała się idealnie pasować kolorystycznie do jej ustek :-P. Doszyłam do niej kilka czerwonych koraliczków, a we włosy wpięłam jej pasującą kokardkę, którą niezbyt dobrze uchwyciłam na zdjęciach :-).

Lucylka ma oczka typu „sleep eyes”, które zamykają się same, gdy laleczka leży, a jej powieki mają ciemnobrązowy kolor:

Kompletnie nie znam się na takich lalkach, ale jej ciałko bardzo mi się spodobało. Jest  ładnie i estetycznie zrobione i w połączeniu z makijażem świadczy o tym, że ta laleczka na pewno nie miała być bobasem:

Lucylka jest także sygnowana. Może ktoś z Was (mam na myśli szczególnie Lilavati :-P) zna tę sygnaturkę? To trzy literki „M” (tak myślę) nakładające się na siebie. Dodatkowo ma także wybity numerek 161 powyżej sygnatury.

Aktualizacja: Dzięki Lence, którą pierwszy raz widzę na moim blogu, dowiedziałam się, że to niemiecka firma  Martha Maar Mönchröden.

Tak Lucylka prezentuje się w porównaniu do Barbie i Lil’ Miss:

Włosy Lucylli były tłuste i posklejane, jednak po umyciu i wysuszeniu suszarką pod włos okazały się błyszczące, mięciutkie i puszyste. Ogólnie laleczka musiała być bardzo dobrze traktowana przez poprzednią właścicielkę, bo nie jest pogryziona ani zniszczona, więc czemu ktoś ją wyrzucił na śmietnik? Całe szczęście, że nie prosto do kubła… Przecież ona jest taka śliczna :-).

Oj, bidulka zmęczyła się długą sesją zdjęciową…

Błagam Was więc, nie mijajcie takich sierotek obojętnie! One też potrzebują miłości… :-).

Przeprowadzka.

6 Gru

Pewnie po tytule sądziliście, że przenoszę się na inny serwis blogowy… Nic z tych rzeczy ;-).

Po prostu nadszedł ten czas, kiedy muszę wrzucić wolniejszy bieg na moim blogu, a dzieje się to z kilku przyczyn:

– zamieniliśmy z Pawłem pokoik na mieszkanie

– wynajem mieszkania pochłania większość naszego skromnego dorobku, więc niestety muszę zrezygnować z kupowania lalek, przynajmniej na jakiś czas

– zbliżają się terminy moich egzaminów zawodowych, właśnie jestem w trakcie robienia miesięcznych praktyk, które muszę pogodzić z pracą, więc czasu starcza mi zaledwie na umycie się i zjedzenie czegoś na szybko

– marzę o spaniu do dwunastej w południe i dobrej czekoladzie! 😀

Cóż mogę więcej napisać… śledzę na szybko Wasze blogi, stąd tak mało komentarzy ode mnie.  Mam nadzieję, że w Święta to nadrobię.

Tymczasem życzę Wam prawdziwie mikołajkowych Mikołajków, pięknych prezentów i pogody ducha, bo mnie jej ostatnio brakuje, chyba przez tę szarość za oknem. Do mnie Mikołaj niestety nie zawitał dziś, nawet rózgi nie dostałam. Chyba zbyt niegrzeczna jestem  🙂

A tu zdjęcie regaliku, który zajęły moje najulubieńsze laleczki w naszym mieszkanku:

Niestety reszta moich lalek leży misternie upchana w jednej z szuflad w komodzie… 🙂

PS. W związku z przeprowadzką chciałabym poinformować, że mój dotychczasowy adres jest już nieaktualny.