Od jakiegoś czasu monsterki nie cieszą się u mnie zbytnią popularnością. To znaczy uwielbiam je oglądać u innych, podziwiam, jak inni je repaintują, ale sama nie mam potrzeby posiadania więcej niż jednej potworzycy. Tą jedną, mieszkającą u mnie, wcale nie jest moja pierwsza monsterka – Ghoulia, która już znalazła nowy dom u jednej z forumowiczek, a młodsza siostra Clawdeen – Howleen Wolf. Ta laleczka ujęła mnie drobniejszym ciałkiem, słodkim pyszczkiem, różowymi włosami i świetnymi łapkami. Oczywiście chciałabym mieć pierwsze wydanie tej lalki, ale wersja Dance Class też mi się strasznie podoba :-). Dziś zabrałam How w plener…
Mała nawdychała się czystego powietrza i mogła poszaleć w swoim naturalnym środowisku :-). Podziwiała rośliny…
…i widoki:
A, gdy się zmęczyła, wygrzewała się na trawce…
… lub na drzewie, skąd mogła wypatrywać czegoś na kolację :-D.
Ale wcale nie wygląda groźnie :-). Wręcz przeciwnie – to romantyczka, która kocha kwiaty:
Lecz, kiedy już miałyśmy wracać, Howleen usłyszała za sobą jakiś dziwny szmer:
I tak to się zaczęło…
A kiedy wróciłyśmy do domu…
I tak oto połączyły się dwa światy – klocków mojego lubego i lalek ;-).